wtorek, 8 maja 2012
Hospicjum Cordis nie mogłoby istnieć gdyby nie dzielni wolontariusze. To przede wszystkim oni budowali Nowy Dom Hospicjum Cordis. To oni pomagają w pracach porządkowych, biorą udział w akcjach charytatywnych i pomagają personelowi medycznemu w posłudze osobie chorej. Wolontariusze Hospicjum Cordis to młodzi (nie zawsze ciałem , ale zawsze duchem) ludzie, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. Poniżej publikujemy kilka świadectw naszych wolontariuszy:
Katarzyna Czekała - nauczycielka II LO im. Noblistów Polskich w Rydułtowach.
Ta praca i ten wolontariat nauczyły mnie żyć. Jestem nauczycielem i dzielę się tym z moimi uczniami, pokazując im pewne wartości i uwrażliwiając na cierpienie drugiego człowieka. Patrząc na nich mogę z dumą powiedzieć: To dzisiejsza młodzież. Dobrym i niecodziennym doświadczeniem dla nauczyciela jest złapać za łopatę i razem ze swoim uczniem wrzucać gruz do jednej taczki.
Dawid Myśliwiec - Ponieważ trenuję boks tajski budowę hospicjum traktowałem poniekąd jako siłownię . To dodaje mi dużo energii do dalszych działań i utwierdza w przekonaniu, że warto robić coś bezinteresownie dla drugiego człowieka.
Agnieszka Roik - To była krótka piłka. Ela dowiedziała się, że marzeniem Piotrka jest jego własny maluch. Podrzuciła pomysł doktor Joli. Ciach. Kilku ludzi dobrej woli. Pieniądze uzbierane .
Dostaję telefon: "Pojedziesz do Pszczyny po Fiata 126p?" Radość wymalowana na całej twarzy Piotrka pomieszana z niedowierzaniem i totalnym zaskoczeniem , kiedy ujrzał maluszka wyłaniającego się spod balkonów jest nie do opisania. Kolejny uśmiech dołączył do albumu z najcenniejszymi uśmiechami świata - uśmiechami chorych Dzieci. Czym jest wolontariat? To możliwość uczestniczenia właśnie w tak cudownych chwilach . To dzielenie się czymś co ma każdy , a czego wcale nie ubywa - sercem. To lekcja życia dana przez najlepszych Nauczycieli. I nie, niech nikt mi nie dziękuje za nic. To ja jestem wdzięczna i to bez granic.
Dawid- Kleryk ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej
Święta Bożego Narodzenia w 2011 roku spędziłem w Hospicjum Cordis, a wysłali mnie tam przełożeni. Oblaci jeżdżą tam od wielu lat i słyszałem wiele dobrego o tej posłudze, lecz przed wyjazdem myślałem , że hospicjum to umieralnia, miejsce pełne płaczu, rozpaczy i bezradności. Mój pobyt trwał od 22 do 31 grudnia i skutecznie obalił stereotyp jaki był w mojej głowie... Widziałem każdego dnia jak lekarze , opiekunowie , pielęgniarki i wolontariusze poświęcają siebie, aby przygotować pacjentów do GODNEGO ODEJŚCIA. Poznałem tam osoby wyjątkowe. Kontakt z pacjentami ( przede wszystkim z nimi, ale nie tylko) otworzył mnie bardziej na ludzi i uświadomił , że przy człowieku trzeba być . Nie jest to łatwe, lecz obecność ta jest potrzebą każdego z nas , o czym łatwo dzisiaj zapomnieć. Nie chciałem wyjeżdżać z hospicjum, atmosfera była wspaniała, ludzie wyjątkowi . Musiałem się tak wiele nauczyć, od zakładania pampersów do bycia z chorym, ale z tymi ludźmi nic nie było szorstkim i gorzkim obowiązkiem. Taki pobyt uczy żyć. Jeśli spotkałbym kogoś, kto chciałby zostać wolontariuszem w hospicjum zachęciłbym go do tego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja też chciałbym napisać świadectwo.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz byłem w hospicjum na święta Bożego Narodzenia w 2010 roku. Na początku myślałem, że nie dam rady, że spotkam się z cierpieniem drugiego człowieka i nie będę umiał mu pomóc. Jednak okazało się, że było inaczej. Zakochałem się w tej posłudze, nie łatwej, ale pięknej. Mogłem zobaczyć wielkie zaangażowanie personelu, wolontariuszy ks. Mariusza. Mogłem dotykać Jezusa w chorych... W te święta naprawdę w moim życiu na nowo narodził się Bóg.